You are currently viewing Armenia – Aragats (4090 m n.p.m.). Podejście pierwsze

Armenia – Aragats (4090 m n.p.m.). Podejście pierwsze

Kaukaska ekspedycja: prolog

Luty. Od czasu wcześniejszej wyprawy na Mont Blanc minęło już ponad 2 miesiące. W tym czasie poza Słowacją nigdzie nie wybyłem poza granice kraju, co po całym minionym roku mogło być małym szokiem dla organizmu. Dlatego kolejną podróż – do Gruzji i Armenii – zaplanowałem na… troszeczkę dłużej. A konkretnie trzy tygodnie.

Kraj: Armenia
Najwyższy szczyt: Aragats (4090 m n.p.m.)
Data wyjazdu: 4-25.II.23
Dzień zdobycia szczytu: niezdobyty

·      Po ponad dwóch miesiącach ponownie ruszyłem na wyprawę. Celem: Armenia i Gruzja.

·      Gdy dotarliśmy do Tbilisi przyszedł czas na pierwsze decyzje, zależne od pogody.

·      Rozpoczęliśmy od ormiańskiego Aragatsu, który przysporzył nam nie lada problemów.

 

Główne cele były dwa: najwyższy szczyt Armenii i Kazbek. Nie najwyższy Gruzji, bo Szchara już jest poważną ekspedycją wspinaczkową, będącą aktualnie poza jakimkolwiek moim zasięgiem, ale za to wielce znany. I mający te 5000 metrów.

Dość wymagający kierunek jak na zimę, ale w przypadku planowania wygrała moja chęć podnoszenia sobie poprzeczki. W końcu taki Blanc padł co prawda nie zimą, ale w pełni zimowych warunkach, więc czemu by nie pójść dalej tą drogą…? Kolosa za te osiągnięcia bym nie dostał, ogólnie w świecie górskim to wciąż czysta turystyka, ale zdobyte doświadczenie można później wykorzystać wchodząc jeszcze wyżej, gdzie nie będę mógł sobie wybrać czy chcę wejść na lekko czy oblężniczo.

Jak dostać się do Armenii?

Nasza podróż zaczęła się landrynką z Katowic do gruzińskiego miasta o nazwie niczym planety z Kapitana Bomby – Kutaisi. Stamtąd bezpośrednio z lotniska Georgianbusem pojechaliśmy do Tbilisi i tam już musiała zapaść pierwsza kluczowa decyzja. Mianowicie: gdzie dalej.

Wariant a) Skierowanie się marszrutką na północ na podbój Kazbeku i zaczęcie częścią gruzińską,

Wariant b) Skierowanie się pociągiem na południe na podbój Aragatsu i zaczęcie częścią armeńską.

W tym momencie i w najbliższych dniach nie zapowiadało się pozytywnie na Kazbeku, temu po nocy w hostelu dworcowym i dniu spędzonym w okolicach Mcchety, lekko chwiejnym krokiem po gruzińskiej suprze, ruszyliśmy na nasz nocny pociąg do Erywania – stolicy Armenii.

Jak zdobyć Aragats? Podejście pierwsze

Aragats jest szczytem o czterech wierzchołkach, z najwyższym północnym o wysokości 4090 m n.p.m. Najdogodniejszą opcją na jego zdobycie jest zaczęcie od jeziora Kari, położonego na 3184 metrach. Stamtąd latem po 8 km można się cieszyć zdobyciem najtrudniejszego wierzchołka. No właśnie, latem!

W zimie występuje taki problem, iż po górach tam raczej nikt nie chodzi. A skoro nie chodzi – to po co odśnieżać drogę dojazdową do miejsca, do którego nikt nie przyjedzie? Tak było dokładnie w tym przypadku, gdy na 17 km przed jeziorem po prostu pojawiła się przed nami ściana śniegu. Nawet dla Łady Nivy to było za wiele. Jedynie traktor mógłby się podjąć wyzwania przejechania tej drogi, acz i to nie byłoby oczywiste czy zakończyłoby się powodzeniem.

Nasz trekking skończył się jeszcze w samochodzie i pogodzeni z porażką tego dnia wróciliśmy do naszej hacjendy w Byurakan. Resztę dnia spędziliśmy na: wizycie w ormiańskiej Częstochowie (Eczmiadzynie), zrzuceniu kilku gramów wagi u barbera by być bardziej oreo (to w moim przypadku) i zrobieniu zapasów w sklepie. W wolnych chwilach nastawialiśmy się mentalnie na wyrypę życia…

Zdobywanie Aragatsu. Podejście drugie

Alternatywą na zdobycie Aragatsu jest zdobycie go ze wsi… Aragats. Latem można ponoć przemierzyć autem naprawdę spory kawał doliny i skrócić sobie znacząco drogę. W zimie to odpada, prze co czekało na nas blisko 2000 metrów przewyższenia i 17 km. W jedną stronę.

Jako, że nasze szanse na powodzenie były minimalne, ale nie zerowe – ruszyliśmy jeszcze po zmroku. Praktycznie od samego początku w rakietach. 17 km torowania. To od początku brzmiało źle.

Ostatecznie zrobiliśmy 12 km, kończąc gdzieś na 2900 metrach. Nie było szans, aby starczyło nam doby na wyjście na szczyt, co było dość istotne, bo końcówka jest ponoć dość wymagająca. Nie wiem, ale jeszcze się dowiem.

W trakcie tych 12 kilometrów przemierzyliśmy spory kawał doliny, mijając zamkniętą stację (chyba meteo) i kawał żelastwa mogący ewentualnie służyć jako miejsce na biwak. Taka bardziej luksusowa wersja rury Ricky’ego z Trailer Boys. Gdzieś dwa kilometry przed końcem spotkaliśmy na skuterze śnieżnym Garnika – zarządcę tej stacji, z której kamer nas dostrzegł. Gościnność ormiańska sprawiła, że zamiast czegoś w stylu reprymendy za próbę wejścia do środka, Oksana dostała wycieczkę skuterem po okolicy. Mi musiał wystarczyć numer do niego, że gdybym chciał jeszcze ruszyć w tamte okolice, to on z czystą przyjemnością nas podrzuci. Ehh Garniku, gdzie Ty byłeś o 4:00, gdy ruszaliśmy…?

Po 13 godzinach wróciliśmy do naszej białej, wschodniej myśli technologicznej, zaparkowanej przed czyimś domem. Nie uszło tu niezauważenie gospodarzom. Jako, że sytuacja miała miejsce na Kaukazie, obyło się bez policji, wyzwisk czy krzywych spojrzeń. Skończyło się za to kilkoma płatami lawaszów (w których później była cała nasza Łada) i ormiańską ucztą z czym tylko dusza zapragnie. Just Caucasus things.

Bez zbędnej kurtuazji, ale mimo niepowodzenia, i tak warto było ruszyć odważną szarżą na szczyt. Dolinka jest naprawdę ładna, pogoda nam dopisała i mogę śmiało polecić ją jako cel sam w sobie! Daleko do Aragatsu ze stolicy nie ma, więc na pewno warto rozważyć to miejsce wybierając się do Armenii.

Armenia – górzysty kraj lawaszy, chaczkarów i klasztorów

Resztę czasu w Armenii przeznaczyliśmy na jej objazd – od jeziora Sewan, po Goris i klasztor Tatev (najdalszy punkt), po czym wróciliśmy przez Areni i Khor Virap do Erywania, zataczając pętlę. Później tym samym pociągiem wróciliśmy w kierunku Tbilisi. Niewątpliwie w tą stronę podróż jest gorsza, bo granica jest bliżej Tbilisi niż Erywania, w związku z czym przekracza się ją ok. 3:00, a nie 23:00, jak w przypadku drogi z Gruzji. Ahh, i warto dodać, że na granicy trzeba się pofatygować i wyjść z pociągu do budki z celnikami!

Po dojechaniu zaczęła się gruzińska część wyprawy – z Kazbekiem na czele…

 

W pigułce, zapamiętaj że…

·       W Armenii nikt nie chodzi po górach zimą. Jeśli już się zdecydujesz, to rakiety są must have.

·       Jezioro Keri jest niedostępne zimą. Najlepiej zacząć od wsi Aragats. Pamiętaj, że to wciąż 17 km torowania w jedną stronę. Albo że ugadasz się z Garnikiem i podrzuci Cię skuterem – gdzieś kontakt do niego jeszcze mam!

·       Dojeżdżając lepiej poruszać się 4×4. Śniegu jest sporo i może i da radę bez tego, ale nie gwarantuję powodzenia.

·       W Erywaniu blisko dworca jest sklep camp.am, w którym można kupić sprzęt campingowy i górski, z kartuszami gazowymi włącznie.

·       Bądź Januszem jak my i jedź najgorszą, 3 klasą w pociągu. W środku czysto i pełna kulturka, więc szkoda przepłacać. Lepiej wydać zaoszczędzone pieniądze na więcej lawaszy.

·       Nie planuj wszystkiego co do minuty. Szansa, że ktoś porwie Cię na obiad do domu jest dość spora, a w tej kulturze trzeba ostrożnie z odmawianiem 😉

Log z zegarka: https://connect.garmin.com/modern/activity/10490943371https://connect.garmin.com/modern/activity/7837805621